Hotel „Savoy” jest wielką powieściową metaforą drogi na Zachód, widzianej jako błędna ścieżka ku pustyni, coraz dalej od Ziemi Obiecanej, jak podróż do Sodomy; hotel i jego piętra uporządkowane wedle hierarchii społecznej, przypominające kręgi dantejskiego świata, symbolizują piekło i śmierć.
Hotel „Savoy” jest zbudowany jak scenariusz filmowy, jak seria obrazów czy sekwencji (coś w rodzaju nemezis kina w stosunku do Rotha, który go nienawidził ze ślepą zaciekłością); można by zauważyć, że powieść jest skonstruowana jak nieskończona gra przenikań, które rozpadają się na okruchy, fragmenty i pojedyncze detale – odmalowane z suchą realistyczną precyzją godną Neue Sachlichkeit – w płynnym kontekście ogólnej irrealności i niepewności. Jak na obrazach Chagalla elementy świata żydowskiego są osadzone w ramach rozpadającego się świata paryskiego, tak też w Hotelu „Savoy” strzępy rozdrobnionej nowoczesności splatają się z epickim archaizmem motywów żydowskich: obojętność żebraków i pokątnych handlarzy walutą, dziwny pogrzeb w czasie zamieszek, cmentarz żydowski, majestat milionera Bloomfielda, niezepsutego Zachodem…
Claudio Magris
Daleko, ale od czego? Joseph Roth
i tradycja Żydów wschodnich
|